Ucieszyłam się, że tym razem do przeczytania była książka historyczna. A to dlatego, że książek historycznych czytałam do tej pory bardzo mało i ciągle obiecywałam sobie, że po nie w końcu sięgnę.
Ale na obiecankach na ogół się kończyło. "Dzikowy skarb" Bunscha czekał sobie spokojnie na półce, bo od niego właśnie miałam zacząć swoją przygodę z książką historyczną. Ustaliłam sama ze sobą, że jak już zabiorę się za historię, to będzie to w pierwszej kolejności historia Polski i to chronologicznie;-)
I znowu dzięki Sardegnie okazja się nadarzyła.
Wybrałam Bunscha, bo pamiętam z dzieciństwa, że zaczytywał się nim mój ojciec, który uwielbiał książki historyczne.
"Dzikowy skarb" opowiada o dziejach Polski w czasach Mieszka pierwszego. Akcja powieści zaczyna się, gdy umiera ojciec Mieszka, Ziemomysł. Mieszko otrzymuje po nim władzę w państwie Polan.Czas dla niego nastaje dość trudny.
Mieszko jest władcą rozważnym i przewidującym, ale i ambitnym.
Jego cel to zjednoczenie Słowian od Odry po Wisłę.
Dąży do tego celu na różne sposoby.
Wielu ma przeciwko sobie.
Wielu nie podoba się też nowa religia, którą Mieszko chce, wzorem zachodu w państwie Polan wprowadzić. Tu akurat wszyscy wiemy jak to się skończyło;-)
Tyle tło historyczne.
Obok postaci autentycznych pojawiają się na kartach książki także te fikcyjne, wymyślone przez autora. Prym wśród nich wiedzie tytułowy Dzik, którego w lesie, w zbójeckiej siedzibie wynalazł Ścibor, brat Mieszka, podczas polowania na odyńca. A imię byłego zbójnika właśnie od odyńca pochodzi, skoro zamiast niego został w puszczy "upolowany".
Dzik jest postacią imponującą zarówno ze względu na posturę, jak i porywcze usposobienie człowieka lasu.
A oto, jak przedstawia go Bunsch:
"Chłop był wzrostu ogromnego, lecz siedząc zdawał się niemal kwadratowy. Lat około trzydziestu lub niewiele ponad to, cokolwiek otyły, na byczym karku osadzona niewielka głowa tonęła w bujnym, kasztanowatym ze złotym odcieniem zaroście. Zęby miał niezwykle białe i gruchotał nimi kości dzicze, jakim nie każdy pies dałby rady(...)"[1]
A i bogaty jest, skarb niejeden posiada... Dla wielu ten skarb, to łakomy kąsek.
Oj dzieje się w powieści, dzieje. Czytało mi się ją jak dobrą sensację, a chwilami jak rodzimą opowieść z cyklu "płaszcza i szpady".
Pewnym problemem był dla mnie początkowo język, ale dość szybko się przyzwyczaiłam i dalej już czytało mi się "wartko";-)
Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy lubią historię, a także tym, którzy dopiero zamierzają ją polubić.
Mnie się udało.
W planach czytelniczych mam kolejne powieści Bunscha z jego cyklu piastowskiego.
Ps. Mam jedno pytanie: otóż, kiedy Jordan (mnich sprowadzony przez Mieszka) zaprasza go wraz z dworskimi na pierwszą wieczerzę wigilijną, czytamy, co następuje:
"W przedsionku mieszkalnego domu Jordan stał ze wszystkimi towarzyszami, pana witając uroczyście, i zaraz prowadził do zdobionej choinką świetlicy."[2]
O ile dobrze pamiętam, był rok 963. Czy autor przypadkiem się z tą choinką nieco nie rozpędził?
Czy były w tamtych czasach jakieś choinkopodobne dekoracje?
A może chodzi o podłaźniczkę? Czy już wtedy były?
Jeśli ktoś wie, proszę, niech mnie oświeci;-)
FLORENTYNA
---------------------------------------------------------------------------------------
[1] Karol Bunsch, Dzikowy skarb, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989, str. 60
[2] Ibidem, str.47