środa, 23 maja 2012

Moje czytanie "Lali", czyli nadrabiam zaległości...

Po "Lalę" Jacka Dehnela sięgnęłam po raz pierwszy już jakiś czas temu.
Niestety pierwsze czytanie nie zakończyło się sukcesem;-(
Nie doczytałam nawet do połowy i książkę odłożyłam.
Mam to do siebie, że raczej książek nie porzucam "na zawsze";-), lecz najwyżej na czas jakiś.
Wiedziałam, że do "Lali" kiedyś jeszcze z pewnością wrócę.
Kwietniowe wyzwanie Sardegny  TRÓJKA e- PIK
stało się ku temu świetną okazją.
I tak oto wróciłam do "Lali".


Okładka zdecydowanie zachęca do zajrzenia do środka i zapoznania się z treścią.
Śliczna dziewczynka tuląca do siebie lalkę patrzy na nas wielkimi brązowymi oczami.
Retro fryzura i czerwone korale obiecują nam przeniesienie się w czasy dawno minione.
Okładka tajemnicza i zachęcająca do tego, by jak najszybciej dowiedzieć się kim jest ta mała dama...

Dawno temu zachęciła i mnie...
Tylko dlaczego odłożyłam ją po kilkudziesięciu stronach???

Cóż, być może spodziewałam się wartko płynącej sagi rodzinnej, chronologicznej i uporządkowanej, jak to z sagami bywa.
Ale za tajemniczą okładką wartko płynącej sagi rodzinnej nie znalazłam niestety;-(

A co znalazłam?
Ano całkiem co innego, ale o tym za chwilę.

Póki co słów kilka o autorze:



Jacek Dehnel jest pisarzem młodego pokolenia.
Swą twórczość rozpoczął poezją. "Lala" jest jego pierwszą powieścią i od razu przyniosła mu sukces.
Przyniosła mu wyróżnienie w postaci "Paszportu polityki" przyznane w 2007 roku za rok 2006 w kategorii literatura.
Przyniosła mu też rozgłos i przysporzyła czytelników.
Jak sam mówi w którymś z wywiadów, "Lala" jest próbą ocalenia wspomnień, powieścią o " miłości rodzinnej (...), o mostach między pokoleniami, o godności w chorobie." [1]


                                                                        Źródło zdjęcia: Wikipedia


Piękna dziewczynka o mądrych oczach spoglądająca na nas z okładki, to Helena  Bieniecka, babcia autora, która snuje wspomnieniowe opowieści.
Prawda, że brzmi to dobrze?
Dlaczego więc odłożyłam "Lalę"? Dlaczego jej pierwotnie nie doczytałam?

Myślę, że zmęczyła mnie postrzępiona i mało klarowna narracja. Trudno mi było zorientować się w koligacjach rodzinnych. Gubiłam wątki. Czytałam chwilami "od tyłu do przodu", żeby poskładać to, co mi się plątało.
Przyznaję, zniechęciłam się i "Lala" powędrowała na półkę.
Teraz, dzięki wyzwaniu Sardegny, przeczytałam "Lalę" raz jeszcze, tym razem solidnie od początku do końca.
I wiecie co, po raz kolejny stwierdzam, że książki należy doczytywać, bo nie wiadomo, czy przypadkiem coś ciekawego nas nie ominie.
"Lala" jak najbardziej zasługuje na przeczytanie do ostatniego słowa.
 Książka to wspaniała, pełna uroku i wspomnień trącących myszką, pisana pięknym językiem. Fakt, początkowa powikłana narracja i mnóstwo dygresji przysparza trudności w czytaniu, ale nie należy się tym zrażać. Po połowie książki wszystko nagle jakby się klaruje i układa. Babcia opowiada tak jak pamięta, bez chronologii, po prostu snuje wspomnienia, a wnuczek spisuje te wszystkie historie i anegdoty, utrwala je na kartach książki, chroni od zapomnienia.

"A co tam piszesz? - pyta babcia z nad jakiegoś pisma.
- Powieść o tobie, babciu
- (...)
- I jak ci idzie?
- Fatalnie. Nic mi się nie klei. Bo albo muszę iść chronologicznie, ale to bez sensu, bo ty nigdy nie opowiadasz chronologicznie, albo dygresjami, a wtedy nikt się nie zorientuje o co chodzi.
- To sobie przeczyta dwa razy.
- No pewnie, to jest jakiś sposób." [2]

 I tak z luźnych fragmentów wspomnień powstaje misternie utkana historia rodzinna. Najczęściej przywoływany jest we wspomnieniach rodzinny Lisów, ale obok niego mnóstwo tu innych miejsc, barwnych postaci i zdarzeń.
Książka wspomnieniowa. Ale nie t y p o w a książka wspomnieniowa.
Dla mnie to rodzaj literackiego kalejdoskopu. Odwracasz stronę, a na niej już inny obraz, niekoniecznie powiązany z poprzednim, ale piękny tak, że dech zapiera. I jak w kalejdoskopie, nie szukasz ciągłości, ale ciekaw jesteś kolejnej czarownej mozaiki, tam z kolorowych szkiełek, a tutaj ze słów.
  Ostatnie strony książki to niemal fizjologiczne studium choroby i umierania.
Przyznaję, może nieco szokować. Ale czy powinno szokować???
Może człowieka, którego się kocha należy dopowiedzieć do końca? Właśnie z miłości do niego...
Przyznam szczerze, że nie wiem, czy spisując wspomnienia kogoś bliskiego poszła bym aż tak daleko.
A co z prywatnością i prawem do niej?

Drugi raz czytana "Lala" mnie zachwyciła, ale nie potrafię jednoznacznie ustosunkować się do końcowych stron książki. Po prostu nie potrafię...

Może powinnam przeczytać ją jeszcze raz???

 -------------------------------------------------------------------------------------------------
[1] wywiad Aleksandry Kozłowskiej z Jackiem Dehnelem - gazeta.pl Trójmiasto
[2] Jacek Dehnel, Lala, Warszawa 2007, str. 326





15 komentarzy:

  1. "Lala" podobała mi się o wiele mniej niż inne rodzinne historie, takie jak na przykład "Droga do nieba" Eriki Fischer czy "Staroświecka historia" Magdy Szabo.

    "A co z prywatnością i prawem do niej?"

    To dobre pytanie. Pamiętam swoje oburzenie i zmieszanie, kiedy czytałam "Dziedzictwo" Rotha. Roth opisał w tej książce ostatnie tygodnie życia swojego ojca. Pewnego razu choremu na nowotwór mózgu staruszkowi przydarzyła się "wpadka". Staruszek bardzo się zawstydził i poprosił syna, by nikomu nie powiedział o tej upokarzającej sytuacji. Roth pomógł posprzątać, obiecał, że nikomu nie powie, po czym bardzo szczegółowo opisał tę sytuację w książce. Moim zdaniem słowa nie dotrzymał i postąpił bardzo nieetycznie, chamsko nawet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      Nie czytałam co prawda "Dziedzictwa" Rotha, ale to co piszesz, też mnie oburzyło.
      Myślę sobie, że jednak nie wszystko powinno być na sprzedaż.

      "Lala" przy drugim czytaniu spodobała mi się bardzo.
      "Staroświecką historię" Magdy Szabo też lubię, a "Drogi do nieba" nie czytałam, poszukam w swojej bibliotece.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Florentyno, Ty tak pięknie malowniczo piszesz, taka malarka słowa z Ciebie! nie znałam tej powieści, ale czuję się zachęcona:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, wielkie dzięki za miłe słowa, aż się rumienię z zażenowania;-)
      Co do "Lali", to moim zdaniem trzeba ją po prostu smakować, a wtedy dostrzeże się cały jej urok.
      Uważam, że nie jest to książka na czytanie "jednym tchem".
      Buziaki przesyłam.

      Usuń
  3. Lala to moja ulubiona powieść Dehnela. Nie będę tu się rozpisywać, recenzja znajduje się na blogu. Co do etyki, prywatności- opiekowałam się chorym tatą, mogłabym napisać o wielu sprawach, które zapewne bulwersowałyby osoby, które nie zetknęły się z opieką nad ciężko chorą osobą. Ja czytając o doświadczeniach autora czułam wspólnotę doświadczeń. Ale czy to etyczne, czy nie - chyba zależy od tego, czy opisywana osoba wyraziłaby sprzeciw przeciwko opisywaniu takich "wpadek", czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak sobie myślę.
      Tylko nie wiemy do końca, czy babcia akceptowała takie o sobie pisanie?
      A może chciała pozostać damą i erudytką, taką jaką malowała siebie we wspomnieniach...
      Jeśli coś pisane byłoby po to, aby wesprzeć innych w podobnej sytuacji, to tak.
      Ale jeśli tylko dlatego, że ze wszystkiego można zrobić nieźle sprzedający się "towar", także ze wspomnień bolesnych, cierpienia i śmierci, to zdecydowanie nie.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Chcę wierzyć, że nie zrobił tego dla zwiększenia sprzedaży, ale ja jestem nieco naiwna, więc mogę się mylić.

      Usuń
    3. Też bym chciała w to wierzyć...
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Szanowne Panie,


      tak się składa, że książki nie mogłem wydać przez cztery lata od jej ukończenia; sugestia, że zmieniłem coś w niej żeby zwiększyć sprzedaż jest o tyle groteskowa, że w ogóle nie miałem pojęcia, czy uda się ją opublikować, a o sprzedaży nie myślałem, bo to było poza zasięgiem moich ówczesnych możliwości na rynku literackim. To, że "Lala" sprzedała się w samej Polsce jak dotąd w ponad 50tys. egzemplarzy do dziś jest dla mnie sporym zaskoczeniem (a także, jak sądzę, dla tych wydawców, którzy ją odrzucali).

      Jeśli chodzi o to, co moja Babcia sama uważała za właściwe, to, oczywiście, czytelnik wie mniej niż autor. Ale i Panie na to odpowiedź w samej książce:

      "- A co tam piszesz? - pyta babcia znad jakiegoś pisma.
      - Powieść o tobie, babciu.
      - O mnie? O takiej cholerze?
      - Dlaczego cholerze? O wspaniałej babci.
      - No, taka znowu wspaniała to ja nigdy nie byłam. Te zdrady z Julkiem. Ale jak ja bym pisała, to bym napisała wszystko."

      To "wszystko" jest bardzo znaczące. To nie była jakaś zadufana w sobie mieszczka (w sensie mentalnym, nie pochodzenia) czy dziumdzia zgrywająca się na starą damę w koronkach. To była wielka dama chodząca, jak trzeba, w spodniach i kaloszach. Tyle, że wielka wielkością swojego intelektu, poczucia humoru, swojej klasy i charakteru - w tym szczerości i otwartości. Także w przyznawaniu się do swoich porażek, upadków, etc.

      Uważałem i nadal uważam, że jeśli pisałem dla niej taką książkę-pomnik, to opis choroby w niczym jej nie ujmował; przeciwnie, gdybym pominął to, z jakim poczuciem humoru i dystansem do samej siebie reagowała na chorobę, to bym cokół tego pomnika pomniejszył. Oczywiście, mogłem opisywać szczegółowo całe problemy z fizjologią - proszę mi wierzyć, opisanie tego w sposób "obrazowy" nie jest trudne. Z pewnością byłoby skandalizująco, z pewnością tu i tam bym zapunktował. Ale mnie nie chodziło o skandal, a o pokazanie godności mądrego człowieka nawet w takim upadku.

      Pozdrawiam i dziękuję, że zadały sobie Panie trud przeczytania "Lali". Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia Panie usatysfakcjonują.

      Jacek Dehnel (Tajny Detektyw)

      Usuń
    5. Witam
      Jest mi niezwykle miło, że trafił Pan tutaj.
      Rozumiem pisanie książki-pomnika. I rzeczywiście pomnikiem jest niewątpliwie.
      Nie było moim celem sugerowanie, że opis choroby w jakikolwiek sposób wpłynął na większe zainteresowanie książką.
      Tylko dla mnie te akurat fragmenty książki są dosyć kontrowersyjne, jako, że sama wyznaję zasadę; "nie wszystko na sprzedaż". Ale to dla mnie.
      A książkę mimo tych moich zastrzeżeń i tak uważam za godną przeczytania (pomimo trudności, jakie miałam z nią za pierwszym podejściem).
      Pozdrawiam i dziękuje za wyjaśnienia.

      Usuń
    6. Hm, ale wyraźnie chyba napisałem, że o "sprzedaży" nie mogło być mowy. Ostatecznie zatem rozumiem, że chodziło raczej o "Brudy prać we własnym domu", co nie jest naszą dewizą ;)

      Usuń
    7. Oczywiście określenie "nie wszystko na sprzedaż" bezpośrednio sprzedaży nie dotyczy. Jest raczej odrobinę przenośne. Zrozumiałam,że o "sprzedaży" nie mogło być mowy.
      Dalej jednak podkreślam, że w moim odczuciu nie wszystko nadaje się do upubliczniania. I nie ma to nic wspólnego z "praniem brudów" w ujęciu Pani Dulskiej;-)
      Po prostu pewne sfery prywatności są dla mnie tabu i tyle.
      Ale po raz kolejny podkreślam, że d l a m n i e.
      I nie uważam, że tragedię, którą niewątpliwie jest ciężka choroba bliskiej osoby, można umieścić w kategorii: brudy.
      Rozumiem, co chciał Pan przez to powiedzieć, ale uważam określenie w tej sytuacji za dosyć niefortunne.
      Dziękuję za kolejną wizytę i pozdrawiam.

      Usuń
    8. Guciamal napisała: "Opiekowałam się chorym tatą, mogłabym napisać o wielu sprawach, które zapewne bulwersowałyby osoby, które nie zetknęły się z opieką nad ciężko chorą osobą"

      Tak się składa, że ja też opiekowałam się chorą osobą (paraliż po udarze mózgu), a jednak nie opowiadałam wszystkim o szczegółach tej opieki. Bo po co? Kiedy ktoś opowiada innym o szczegółach opieki, często robi to po to, by zwrócić uwagę na swoje poświęcenie, na swoją szlachetność.

      Czytając książkę Rotha pt. "Dziedzictwo" czułam się zniesmaczona dlatego, że opisy sprzątania nieczystości po ojcu zajmowały bardzo wiele stron i były zbyt szczegółowe, obrazowe, autor opisywał kolor i zapach nieczystości... Przecież to trzeba mieć źle w głowie, żeby w ten sposób opisywać bliską osobę, prawda?

      Usuń
  4. Link do Lali uzupełniony :) Jak zapatrujesz się na majową trójkę? Pozostał tylko tydzień do końca wyzwania :) pozdrawiam - sardegna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyrozumiałość, podobno lepiej późno niż wcale;-)
      Majowe wyzwanie finalizuję. Czytam jeszcze Murakamiego.
      Teraz ta bardziej dla mnie pracochłonna część wyzwania - napisać kilka słów o przeczytanych książkach...
      Lada moment powinna być notka o "Ziemi obiecanej".
      Mam nadzieję, że z pozostałymi też zdążę do końca miesiąca.
      Serdecznie pozdrawiam.
      I już jestem ciekawa, co zaproponujesz w czerwcu;-)

      Usuń